Byłam dziś na warsztatach sutaszowych w Cafe Roskosz na Ursynowie. Ewa Matuszewska wspaniale i cierpliwie tłumaczyła co i jak się łączy, a później poprawiała koślawe ściegi. Pozwoliła nam się bawić z prawdziwymi kamieniami, więc uczestnicy puścili wodze fantazji. Moja broszka to agat z koralami. To prawdziwa frajda uszyć coś, co od razu można nosić.
Mąż nie chciał uwierzyć, że ja sama takie coś zrobiłam;)
W tym tygodniu szyłam też kartki. Umówiłam się na wymiankę z sąsiadką, która robi jajka-karczochy. Na zdjęciu są bazy, jeszcze przed wstawieniem w ramki. Na grupie Rękodzieło na fb dostałam kilka wskazówek, co poprawić, żeby miało ręce i nogi i chyba się udało. Sąsiadka w każdym razie zadowolona.
I zaczęłam dziergać sweter dla męża. Wszystko było pięknie, dopóki nie okazało się, że ściągacz powinien być na drutach 2,5mm. Prucie, szukanie w koszu z drutami i... klops. Takie cienkie mam tylko skarpetkowe. Na szczęście mam jeszcze druty proste, trzymam je w zasadzie tylko z sentymentu. Dostałam je jakieś dwadzieścia lat temu od ciotki, która uczyła mnie robić na drutach i twierdziła, że nic z tego nie będzie. A druty są jeszcze starsze... No i jednak będzie - sweter:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz